Wywiad z „W pełni dnia”, lipiec 2010 r.
Co robić, żeby z samotności (nawet niechcianej, nieoczekiwanej) nie upatrywać konieczności, ale też możliwości? Np. zadbania o siebie.
Lęk przed byciem samemu pochodzi najczęściej z czasów, gdy byliśmy dziećmi. Z doświadczenia opuszczenia, odcięcia od opiekuna. Gdy w życiu dorosłym spotyka nas samotność, często jesteśmy emocjonalnie na takim „dziecięcym” etapie. Dlatego tak trudno w takich momentach myśleć logicznie – bo myślenie jest rozwojowo osiągnięciem późniejszym. Jeśli ktoś nie poradził sobie z tym pierwszym doświadczeniem opuszczenia, jako dorosły także może nie umieć być sam. Zawsze musi być w jakiejś relacji, w jakimś związku. Nie jest się wtedy w stanie istnieć jako odrębna osoba, mieć niezależnych sądów, samodzielnie utrzymywać się finansowo, funkcjonować samemu życiowo.
Wiele osób przechodzi bezpośrednio od relacji z rodzicami do relacji partnerskiej, nie mieli okazji być samemu/samej.
I w ten sposób nigdy nie doświadczają takiej sytuacji, że sobie same poradzą. To może być bardzo trudne potem, gdy na przykład okazuje się, że osoba 50-letnia ma kryzys w związku, rozwodzi się albo wdowieje i totalnie się rozpada, bo dotąd nie miała takiego doświadczenia, że sama sobie musi poradzić. Jest przerażona. Niektórym ludziom pojawiają się takie stany podczas wyjazdów służbowych, delegacji – taki człowiek momentalnie musi być z kimś, bo nie umie być sam, np. w hotelu.
Sprytne usprawiedliwienie dla zdrady.
Zdrada jest potrzebą bycia w relacji z kobietą częstą u mężczyzn, którzy w ogóle nie są w stanie funkcjonować bez. Niektórzy mężczyźni, będąc z żoną w konflikcie grożącym rozstaniem, momentalnie zakładają sobie konta ma portalach randkowych, żeby mieć kogoś w odwodzie. I to nie wynika z chuci, tylko z tego, że myśl o pozostaniu odrębną jednostką, i ta, że będzie się opuszczonym jest nie do zniesienia, nie do przejścia. Z jednego związku idą natychmiast do drugiego.
Kobiety też nie lubią być same.
U niektórych kobiet ofiarą takiego mechanizmu często staje się dziecko. Gdy następuje rozwód, rozłam, momentalnie dziecko zastępuje matce partnera. Staje się nim emocjonalnie. Trudo wtedy na przykład stawiać takiemu dziecku granice.
Nieprzeżyta świadomie żałoba po związku może wrócić po latach ze zdwojoną siłą?
Tak, w kolejnym, np. trzecim małżeństwie czy związku. Ktoś inny jest wtedy adresatem naszych nieuświadomionych emocji. Samotność dlatego jest ważna, że można się wtedy pozbierać. A trzeba to zrobić.
I co mamy sobie wtedy uświadomić?
Wtedy mamy płakać.
Ale i dowiedzieć się, że bez drugiej osoby jesteśmy kompletni?
Kompletni. Jesteśmy całością. W momencie gdy np. pojawia się nowy partner, nie musimy uciekać się do sposobów, by ktoś o nas zabiegał, albo sami zabiegać. Nie wzmacniamy naszymi wysiłkami i staraniami jakiegoś tam focha od partnera, tylko mamy siłę i odwagę powiedzieć – „tak? no to sobie idź”. Ale żeby to emocjonalnie wytrzymać, trzeba mieć tę wiedze o sobie nabytą w samotności.
Tekst wywiadu: Renata Mazurowska i Paweł Droździak. „W pełni dnia” (www.wpelnidnia.pl), lipiec 2010 r.