Czy dorośli też mają ADHD?

Zacznijmy od początku uczciwie. Diagnozowanie ADHD u dzieci jest plagą. Nie chcę przez to powiedzieć, że ADHD w ogóle nie istnieje. W mózgach niektórych nadpobudliwych dzieci po przebadaniu rezonansem magnetycznym faktycznie można zobaczyć pewne szczególne cechy.

Niestety jednak miażdżąca większość diagnoz ADHD wydawana jest nie na podstawie badania rezonansem, ale na podstawie obserwacji zachowań dziecka. A nadpobudliwe zachowania mogą mieć różne przyczyny. Większość z nich wiąże się z problemami systemu rodzinnego i nie ma nic wspólnego z neurologią. Jednak „diagnoza czterech literek” jest wygodniejsza niż przyglądanie się własnym wychowawczym błędom.

Choroba czy błędy wychowawcze?

Nazwa ADHD jest obecnie tak rozpowszechniona, że właściwie każdy problem z zachowaniem dziecka bywa już w mowie potocznej w taki sposób określany. Lekarze, szczególnie w prywatnych ośrodkach, pragną zadowolić swoich klientów, a konsekwencją diagnozy związanej z neurologią (jeśli bowiem mówimy o ADHD, to mówimy o neurologii) powinno być podanie dziecku leków. Niektóre dzieci nadpobudliwe być może rzeczywiście mają pewien szczególny, neurologiczny problem. Istnieje jednak na świecie masa dzieci z diagnozą ADHD, którym z neurologicznego punktu widzenia absolutnie nic nie jest.

Nadpobudliwość psychoruchowa dzieci oraz tak zwane deficyty uwagi, to jeden z problemów najłatwiejszych do zarejestrowania przez dorosłych. Dzieje się tak z kilku powodów. Po pierwsze, co najbardziej oczywiste, dziecko pobudliwe sprawia więcej kłopotu otoczeniu, niż dziecko wycofane i lękowe. Jeśli podopieczny dobrze się uczy, a cały wolny czas spędza w swoim pokoju przed komputerem, dorosłych może to nie zachwycać, ale jest dla nich wygodne. Taki młody człowiek jest przewidywalny i nie dezorganizuje domowego życia, choć jego problemy mogą być wcale nie mniej poważne. Drugi powód częstego diagnozowania nadpobudliwości związany jest ze szkołą. Zmiany w systemie edukacji postępują szybko. Rośnie też przekonanie rodziców o ważności szkolnych osiągnięć. Dzieci są uczone coraz bardziej złożonego i coraz bardziej abstrakcyjnego materiału na coraz wcześniejszym etapie rozwoju. Biologia nie sprzyja tutaj naszym planom. Z jednej strony jest faktem, że młodszy umysł jest chłonny. Z drugiej jednak, o czym warto wiedzieć gdy się rozmawia o uczeniu dzieci, nasze zdolności umysłowe nie tylko nie przyrastają liniowo i jednostajnie, ale też nie są czymś jednorodnym. Istnieją pewne rodzaje myślowych operacji, które na pewnych etapach rozwoju są po prostu niedostępne dla dzieci, niezależnie od ich ogólnej inteligencji, czy też ilości włożonej pracy. Czemu to ważne? – bo dziecko, którego umysł nie jest jeszcze w stanie obrobić pewnego rodzaju materiału, nie będzie fizycznie zdolne na takim materiale się skupić. A nie mogąc się skupić, może reagować motorycznym pobudzeniem. Czyli po prostu będzie chciało biegać. I jeśli rozwija swoje zdolności o kilka miesięcy później niż inne dzieci, a przy tym bywa drażliwe, bo na przykład dzieli ciasny pokój z młodszym bratem, to przez ambitnego nauczyciela może zostać wstępnie zdiagnozowane. Szykująca się właśnie kolejna reforma w postaci obniżenia wieku szkolnego o rok spowoduje najprawdopodobniej prawdziwą epidemię takich diagnoz i sprzedaż leków wzrośnie o kolejnych kilkadziesiąt procent.

Przy omawianiu ADHD u dorosłych problem diagnostyki dzieci jest ważny, bowiem jak nas pouczają statystyki większość osób z ADHD zdiagnozowanym w dzieciństwie ma w wieku dorosłym różnorodne psychologiczne problemy.

Czy dorosły też ma ADHD?

Spostrzeżenie takie daje nam na pozór spójny obraz. Ktoś miał ADHD w dzieciństwie, więc w dorosłym życiu ma nadal zdrowotne problemy. Prawda, że jasne? Gdy jednak uświadomimy sobie, że większość wydanych diagnoz ADHD nigdy nie została zweryfikowana w badaniu rezonansowym, pojawiają się wątpliwości. Wzrastają one znacznie, gdy przeczytamy listę możliwych objawów ADHD u dorosłych. Prawda jest bowiem taka, że na liście tej znajduje się dosłownie wszystko.

Ktoś zapomina o ważnych terminach. Nie panuje nad kalendarzem, nie radzi sobie z planowaniem i czuje rozdrażnienie, gdy go na tym przyłapią. Ktoś inny bez powodu bywa senny. Trudno mu się skupić na zebraniach, bo zapada w drzemki. Inna jeszcze osoba nie daje ludziom dokończyć. Przerywa, by wtrącić swoje trzy grosze. Ktoś jeszcze nie kończy rozpoczętych zadań. Jego kolega ma skłonność do uzależnień, a wspólna znajoma ich obu ma ciągłe poczucie braku osiągnięć. Może być milion powodów, wywołujących te zjawiska i stany, a przyglądanie się im bliżej może wymagać wniknięcia w trudne tematy związane z życiem tych ludzi. Takie dokładniejsze analizy bywają bolesnym, zagrażającym doświadczeniem. Dla porównania prosta, łatwa do zapamiętania diagnoza daje akceptowalne, zadowalające wyjaśnienie. Przyjrzyjmy się przykładowej, zamieszczanej w literaturze przedmiotu liście cech dorosłych ADHD-owców:

  • poczucie braku spełnienia niezależnie od osiąganych sukcesów,
  • ciągłe odkładanie spraw na później,
  • rozpoczynanie naraz wielu zadań bez ukończenia któregokolwiek,
  • skłonność do mówienia wszystkiego, co przyjdzie do głowy,
  • ciągłe zwracanie na siebie uwagi, przerywanie innym rozmowy,
  • skłonność do przesadnego zamartwiania się,
  • poczucie niepewności,
  • zmiany nastroju,
  • silne pobudzenie,
  • skłonność do uzależnień,
  • zaniżone poczucie własnej wartości.
     

Jak nietrudno zauważyć, brak tu obiektywnej punktacji i jasnych kryteriów. Które zamartwianie się jest już przesadne, a które jeszcze mieści się w normie? Kto może z pełną świadomością powiedzieć o sobie, że nigdy nie dopada go poczucie braku spełnienia? Język tej listy jest na tyle ogólnikowy, że podobnie jak w gazetowym horoskopie większość zdrowych ludzi bez problemu odnajdzie tu siebie. W literaturze poświęconej ADHD znaleźć można także inne listy objawów, mogących występować u dorosłych. Niektóre z takich list nazywa się nawet testami. Oto przykładowy test:

  1. poczucie braku osiągnięć,
  2. trudności z organizacją pracy,
  3. trudność z rozpoczęciem pracy (odwlekanie zadanych czynności w czasie, ciągle na później),
  4. rozpoczynanie wielu czynności jednocześnie i problemy z zakończeniem którejkolwiek,
  5. skłonność do mówienia tego, o czym się właśnie pomyślało,
  6. poszukiwanie silnych wrażeń,
  7. strach przed rutyną i nudą,
  8. łatwość rozpraszania się i problemy z koncentracją,
  9. kreatywność, intuicja i wysoka inteligencja,
  10. problemy z trzymaniem się planu działania i niechęć do planowania czegokolwiek,
  11. niecierpliwość,
  12. impulsywność,
  13. skłonność do niepotrzebnego zamartwiania się,
  14. wewnętrzny niepokój,
  15. chwiejność emocjonalna, zmienność nastroju,
  16. pobudzenie,
  17. skłonność do uzależnień,
  18. zaniżone poczucie własnej wartości,
  19. nieprawidłowa ocena siebie i swojej pozycji w danej grupie,
  20. ADHD, choroba afektywna dwubiegunowa lub depresja w rodzinie.
     

Autorzy tej listy twierdzą, że spełnienie piętnastu z tych dwudziestu kryteriów to wiarygodna podstawa do stwierdzenia, że mamy ADHD. Czyli neurologiczny problem charakteryzujący się w rezonansowym badaniu mózgu odchyleniami w rozmiarach jąder podstawy mózgu, spoidła wielkiego, kory przedczołowej i móżdżku. Co więcej, jeśli odpowiemy pozytywnie na piętnaście z tych pytań, to autorzy stawiają dolary przeciwko orzechom, że w badaniu pozytronową tomografią emisyjną (PET) da się udowodnić wyraźne zmiany w poziomie metabolizmu i produkcji neuroprzekaźników.

W zmienionych obszarach wystąpi znacznie podwyższona gęstość receptorów dopaminowych, co wskazywać będzie na zaburzoną funkcję szlaku dopaminergicznego. A wiemy to na tej podstawie, że z tych dwudziestu pytań odpowiedzieliśmy negatywnie jedynie na pięć. Czy to ma sens? Osobiście osiągam w tym teście szesnaście punktów, a spośród pacjentów, którym kiedykolwiek i w czymkolwiek pomagałem nie potrafiłbym chyba wymienić ani jednej osoby, która nie doszłaby tu do piętnastki. U żadnej z tych osób nie diagnozuję oczywiście ADHD. Cała rzecz tkwi w wagach przypisanych stwierdzeniom i w ich interpretacji. Pewne wyjaśnienia po prostu są modne. Jeśli ktoś ma problemy ze skupianiem się na wykładach, znajdzie się dziś wiele osób skłonnych mu podpowiedzieć, że być może cierpi na ADHD. Dwadzieścia lat wcześniej usłyszałby, że może sypia na wodnej żyle, a jeszcze dwadzieścia lat wcześniej, że mu  brakuje witamin.

Czy w takim razie istnieją jakiekolwiek sensowne przesłanki by twierdzić, że ktoś dorosły cierpi na neurologicznie uwarunkowany zespól psychoruchowej nadpobudliwości? Istnieją. Oto możliwe poszlaki:

  • jesteśmy bardzo nieodporni na czynniki, które zaburzają nam skupianie się na czymś. Na przykład nie jesteśmy w stanie kontynuować wątku, gdy ktoś podrzuci nam inny temat, albo w czasie rozmowy/słuchania/czytania wydarzy się coś nieoczekiwanego,
  • czujemy ciągłą potrzebę poruszania – bawienia się czymś, wstawania, napinania mięśni, gryzienia ust itp,
  • mylimy fakty, terminy i daty w stopniu który zwraca powszechną uwagę i dzieje się to od zawsze,
  • jest nam trudno doczekać, aż ktoś skończy zdanie, bo musimy wtrącić swoją wypowiedź. I efekt ten występuje zawsze, z kimkolwiek byśmy nie rozmawiali,
  • jest nam trudno utrzymać uwagę na jednej czynności przez czas dłuższy niż dwadzieścia, trzydzieści minut i jest to niezależne od rodzaju tej czynności i od tego, na ile się nią interesujemy oraz na ile jesteśmy do niej zmotywowani.
     

I jeśli jednocześnie w sposób absolutnie pewny wykluczono u nas w diagnozie:

  • chorobę afektywną dwubiegunową,
  • depresję,
  • chorobę Alzheimera,
  • zaburzenie osobowości borderline,
  • nerwicę,
  • zaburzenia obsesyjno kompulsywne,
  • zespół stresu pourazowego,

możemy ostrożnie zacząć zastanawiać się nad tym, czy nasze problemy z koncentracją nie mają neurologicznego, nie zaś charakterologicznego czy sytuacyjnego podłoża. Aby to jednoznacznie stwierdzić, potrzebne są badania medyczne, które zlecić może psychiatra lub neurolog. Żaden test pytań i odpowiedzi, czy spełnienie listy cech, nie daje sensownej podstawy do diagnozy, na mocy której zaleci się nam przyjmowanie leków pobudzających, które przy ADHD powinny być przyjmowane.

tekst: Paweł Droździak dla portalu Republika Kobiet  

Powrót do Artykuły